niedziela, 19 czerwca 2016

Amen.

"How many times do we say we don't care
but deep down we fucking care so fucking much."

"Nigdy nie zapomnisz, ale pewnego dnia obudzisz się i stwierdzisz,
 że już tak strasznie nie boli."

Hej.

Wybrałam się wczoraj z koleżankami do kina na "Obecność 2". 
Podchodzę do tego typu filmów z rezerwą. Horrory to produkcje, które mają na celu widza przestraszyć, a nie dać do myślenia. Dlatego zwykle fabuła jest nijaka. Czujesz niepokój i nic poza tym. Nie przepadam za tym gatunkiem. Ale ten obraz był inny. Nieraz podskoczyłam, zasłaniałam oczy, miałam ciarki na ciele. A jednocześnie coś z tego filmu wyniosłam. Nie był to bełkot. Ta ekranizacja miała sens! Był strach. Motyw przewodni, wiadomo. Ale można było się uśmiechnąć. Zaśmiać. A nawet… nawet (!) wzruszyć. Choć osobiście nie uroniłam łzy, były momenty niczym z dobrego dramatu. Bardzo przypadł mi do gustu obraz, który stworzył James Wan. Coś niesamowitego. Wiara w Jezusa Chrystusa to jest przeogromna moc. A dlaczego? Bo aż kipi od niej miłością. A ona przezwycięża wszystko. Serio. Miłość to po prostu widzenie drugiego człowieka. Nie przechodzenie obojętnie wobec trudnych spraw. Swoich i innych. To bycie dobrym. Ponieważ On jest cholernie dobry. I tą dobroć właśnie najbardziej widać w krytycznych momentach. Demony są takie słabe… wystarczy podłożyć im pod nos krzyż i łkają bezbronne. Niewiarygodne. A jednak prawdziwe. Tak myślę. Bo przypominam sobie spotkanie z egzorcystą i to nie mogą być bujdy. Jeśli jest dobro, to jest też zło. Nie można wykluczać niczego. Więc jeśli lubicie takie filmy - biegiem do kina! Raz, raz! A nawet, gdy za tego typu ekranizacjami nie przepadacie - i tak zapraszam serdecznie. Polecam bardzo mocno.

Msza o 7:30 niekoniecznie udana. Szlag by to trafił. Akurat jakaś osoba stwierdziła, że weźmie ze sobą do Kościoła bardzo nieznośne dzieci. Przepraszam. Wiem, że On nikogo nie wyklucza. Ale ja Nim nie jestem i nie zawsze akceptuję tego typu sytuacje. Nieraz może jestem zbyt poważna i oczekuję tego samego, ale… „If you see beauty in something, don’t wait for others to agree.” I tak samo jest z każdymi innymi emocjami. Czujesz wobec czegoś złość – powiedz o tym. To ważne. By się nie zamykać. Co zapamiętałam z kazania? Proboszcz pięknie ujął, że Jezus nie przyszedł na świat, żebyśmy zachowali jakąś tradycję, kulturę… nie przyszedł po to, by ładnie wyglądać na namalowanych przez nas obrazach. On przyszedł, by dać nam życie. I nauczyć nas dobra oraz miłości. Myślę, że warto o tym przypomnieć przy okazji Bożego Narodzenia oraz Jego Zmartwychwstania. Bo ludzie zapominają, albo nie chcą pamiętać, o tym, że to wszystko nie jest żadną szopką. Zabiciem wolnego czasu. Albo, co gorsza, jego stratą! A gdzie tam… brzydzę się o tym w ten sposób myśleć. Gdyby nie wiara chrześcijańska – nie byłoby żadnych prezencików czy innych bzdur. Ważne jest, by ludzkim stworzeniom na każdym kroku dawać do zrozumienia, o co tak naprawdę w wierze chodzi.

Wiecie co najbardziej boli? Kiedy się zaangażujesz i nagle to stracisz. Ot tak.
I musisz sobie wmawiać, że "tak najwyraźniej miało być". A rozrywa cię to tak mocno od wewnątrz... czasami nienawidzę żyć. 


#5 dni

~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz