piątek, 3 czerwca 2016

#SpreadLove

"Najgorsze, co może uczynić człowiek to nadinterpretacja.
Nadinterpretacja kilku chwil uniesienia, momentu,
w którym krew ruszyła jakby szybciej na jej widok.
Nadinterpretacja jej słowa, gestu, spojrzenia.
Nadinterpretacja uczuć. Nadinterpretacja serca."

Hej.

Mój Boże... to jest tak trafny cytat, że aż nie wiem, co bym mogła do niego jeszcze dopisać. Okropne uczucie, ale tak jest. Cholerna nadinterpretacja. Całego życia. 

"W tym wieku może się i wielu rzeczy nie rozumie, za to czuje się głębiej, niżby się rozumiało.
Nie mówiąc, że widzi się wszystko, widzi na przestrzał. [...]"

A to fragment słów, które zacytował jeden z nauczycieli w komentarzu na Facebooku do ostatniego wpisu. Kurczę, to niezwykłe, że wpadły mu do głowy te słowa w odniesieniu do mojej osoby. To nie jest miłe. To jest cudowne. 

Jakiś czas temu wychowawczyni poinformowała nas o wycieczce, ufundowanej uczniom, którzy w jakiś sposób przyczynili się do jej (szkoły) rozwoju oraz promocji. I byłam wśród tych osóbek. Ja i koleżanka z klasy. Niesamowicie wielkie wyróżnienie. Bardzo podbudowujące są w życiu momenty, kiedy ktoś nas zauważa. Nie ma to na celu podwyższenia ego. Tylko uszczęśliwienie nas, jako dzieci. Bo dzieciaki naprawdę tego potrzebują. Żeby im na każdym kroku mówić, że są ważni. Że są istotnymi osobami. I należy wpajać im do głów te sprawy właśnie teraz. Gdy są jeszcze młodzi. Bardzo młodzi. I chłoną wszystko tak wiernie i mocno. Świat jest szalony, trzeba sobie wzajemnie pomagać przez to życie przejść. Chcę, by w szczególności dorośli i młodzież pomagali młodszym osobnikom ziemi jakoś się odnaleźć w tym owczym pędzie. Nauczyć dobrze wybierać. Nauczyć szacunku do wolności, do swej godności, do innych ludzi. Zależy mi na tym. Jeszcze bardziej zaczęło zależeć po obejrzeniu dwóch części wywiadu z terapeutą uzależnień - panem Robertem Rutkowskim. Na końcu podrzucę filmiki. 

Wizyta w Szymbarku jak najbardziej udana. Pogoda dopisała, ludzie też w porządku. Kiedyś pisałam o pewnej osobie, którą spotykam w szkole i patrzymy na siebie mając w głowie przeszłość... wczoraj był idealny moment, by o tej przeszłości na chwilę zapomnieć i po prostu uśmiechnąć się do siebie. Takie interakcje międzyludzkie są ważne. Żeby nie zwariować. I poznać starych znajomych z nowej perspektywy. Dlatego ten aspekt zdecydowanie na plus. Podobało mi się wszystko. Może poza jazdą... była cholernie męcząca.
Wiele rekordów na tych Kaszubach jest! Najdłuższa deska świata, najdłuższy stół czy największy fortepian. Wspaniałe okazy.
A teraz, uwaga, największa szczęściara z naszej szkoły: 



Dom do góry nogami - miejsce, w którym możesz poczuć się jak po dobrym spożyciu alkoholu. Już wy wiecie, co mam na myśli. Zanim jednak weszliśmy do tego punktu... dane nam było odwiedzić bunkier Tajnej Organizacji Wojskowej "Gryf Pomorski". I to było coś, co wywarło na mnie przeogromne wrażenie. Przewodnik wyłączył światło. Kompletna ciemność. Nie było widać nikogo i niczego. Nagle słyszysz syrenę alarmową, samolot przelatujący niezwykle nisko nad miejscem schronienia, jakiś wybuch, strzały... niewiarygodnie przygnębiająca atmosfera. Pełna powaga. I nie próbujesz się wczuć w bohatera wojny. Po prostu to w tobie jest. Ten smutek. Ten lęk. Niepewność. Wszystkie emocje. Ot tak. Szok. I tyle. Wolę nawet nie myśleć, jak wyglądało to na żywo. Wtedy. Tak na serio. Realnie. Sto procent prawdy. Po raz kolejny pytałam samą siebie: "Jak ludzie mogą jeszcze rozpętywać jakiekolwiek konflikty, wojny i podobne zdarzenia? Jak, do cholery, jak?" To była tylko SYMULACJA nalotu. A ciarki na całym ciele. Dosłownie.
Na mecie napotkaliśmy wypadek. Niegroźny. Ale to jednak niefajna sprawa. Te niemalże autentyczne odgłosy, które słyszy żołnierz podczas wojny, w połączeniu z widokiem incydentu drogowego, mocno utkwiły w głowie. Bo obudziłam się bardzo zestresowana. Wiecie, sny potrafią naprawdę wiernie odzwierciedlać rzeczywistość. Nawet tą sprzed kilku godzin.









A dziś? Dziś, moi drodzy, znaleźliśmy się w bardzo fundamentalnym dla Polski miejscu. Bo chrzest w życiu chrześcijanina (nie bez powodu taka nazwa) jest czymś niebywale doniosłym. Nikt z nas nie pamięta swojej uroczystości wstąpienia do Wspólnoty Kościoła. Ale nauczyciele i ksiądz (człowiek, o którym nieraz pisałam w kontekście spowiedzi) dali nam możliwość zapamiętania tego dnia. Odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych jest wspaniałe. Było to po raz kolejny zderzenie z wielką miłością Chrystusa. Jesteśmy solą ziemi. To my nadajemy smaku miejscu, w którym dane nam jest żyć. Bóg nie jest tylko Ojcem, jest także Przyjacielem. Wyciąga do nas dłoń zawsze. Naprawdę zawsze. Warto poznać historię naszego kraju. Naszych przodków. Ich podejścia do wiary. Do rozpoczynania nowego etapu w życiu. Bo Chrzest Polski był kolejnym krokiem ku lepszej przyszłości. Tak sobie nad tym tylko myślę. Na pewno nie bez powodu Mieszko I obmył się z grzechów. 

Może i w tym roku nie było żadnego rajdu... żadnych bardziej wnikliwych interakcji ze "stałą ekipą" i wielka szkoda... jednakże nie ma co rozpaczać. Przynajmniej poznałam piękne miejsce, jakim jest Ostrów Lednicki. Pani przewodnik bardzo ładnie ujęła, iż nie jest ważne, gdzie miała miejsce jakaś wiekopomna chwila, ale właśnie fakt, że w ogóle dana sytuacja się zdarzyła. Zawsze powtarzam przecież, że absolutnie bez znaczenia jest stopień naszych problemów, tylko prawda dotycząca ich istnienia. 

A na koniec wam jeszcze napiszę, że przyjemnie patrzy się na ludzi, którzy są wobec samych siebie szczerzy. Widziałam, kto nie wyrzekał się zła i kto nie mówił, że kocha Boga. I co z tego? Najważniejsze, by nie mieć klapek na oczach. Nie to nie. Stwórca nie skreśla, nie ocenia. On szanuje. 








~~

Wybaczcie, natłok myśli... ale jednak, kiedy się tak wiele dzieje - warto to innym pokazać. 

~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz