środa, 1 czerwca 2016

Dzieci wszechświata.

"Nie tłumacz się. Masz prawo robić to, co chcesz.
Wtedy, kiedy chcesz. Na tym polega życie. Żeby żyć."

Dzień dobry! Mega dobry! 

W ostatnim wpisie nie do końca wyjaśniłam kwestię, którą ksiądz poruszył na kazaniu. Miał na myśli Komunię. Rozumiecie. „Bóg daje nam się zjeść w całości.” Powinniśmy zawsze przyjmować takie zaproszenie. „Bóg zamknął się w kawałku chleba.” I stoi przed nami otworem, byśmy mogli Go skosztować. 

Patrzę na statystykę i nie mogę uwierzyć. Wyjść z podziwu. To takie niezwykłe. Kiedyś pisałam tylko okazyjnie. Przez jakiś czas widziała prace moja polonistka. Ale nic poza tym. A dziś? Jestem w tak dobrym miejscu, że naprawdę łzy same cisną się do oczu. Bo jak tu się nie wzruszyć w takich momentach? To jest niesamowite.

05:22
Dwadzieścia trzy dni do końca roku szkolnego. Tegorocznego. I całej mej edukacji w tym pięknym miejscu. Póki co nie ma bardziej dołującej kwestii w moim skromnym egzystowaniu. Mam dość. Już od bardzo dawna. Ale jednocześnie nie chcę odejść. Boję się. Po prostu moje ciało przeszywa cholerny lęk. Zaczyna się niemożność zaśnięcia albo budzenie się o PIĄTEJ (!). Bo w głowie tak dużo myśli, że trudno to wszystko opanować. 

Dzisiaj pani na lekcji angielskiego zaskoczyła chyba każdego. Widziałam, że wszyscy byli w nią głęboko wpatrzeni i słuchali, co miała do powiedzenia. I nie były to byle jakie słowa. Zapisała je sobie nawet na kartce. Żeby nie zapomnieć. To było takie miłe... nie pamiętam, kiedy ostatni raz... kiedy W OGÓLE ktokolwiek by nas tak pochwalił. Początek komentarza do pracy koleżanki: "O wow!" I to samo powtarzałam w myślach, gdy nas komplementowała. Tak. To dobre słowo. Genialna chwila. Serio. Poruszająca była ta godzina. Jestem tak ogromnie wdzięczna, że wychowałam się w tym miejscu. Poważnie. Nic lepszego nie mogło mnie spotkać. Tzn. pewnie mogło, ale nie ma co gdybać, jeśli jest TAK wspaniale. Ten rok był najgorszy ze wszystkich. Ale taki jeden krótki moment... jeden skromny nauczyciel... jeden cholernie dobry człowiek... i nagle zapominasz o tym całym gównie, które nam w tym roku los zgotował. Nie bez powodu mówi się komuś, że jest NAJLEPSZY. Życzę wam, byście kiedyś na swej drodze spotkali kogoś takiego. Boże Święty, naprawdę. Czasem jesteś już na skraju wytrzymałości, a wystarczy jedna sytuacja i chęci do życia wracają. A ty płaczesz ze szczęścia, bo już nie masz bladego pojęcia, jak inaczej wyrazić ten ogrom radości, który nagromadził się w twoim wnętrzu. 

"Tytułem zakończenia: Młody Mistrzu! Idź w świat i pozwól innym odkryć Twoje talenty. Niech zobaczą i podziwiają." 

Nic więcej nie będę dodawała... nie poznałam lepszego człowieka. 

Przez to, że piszę wam szczerze o tym, co czuję i jak przeżywam pewne sytuacje, niektórzy mogą pomyśleć (i zapewne myślą): kretynka! Ale jestem najszczęśliwszą kretynką, jaką tylko mogłabym być. Bo jeśli twój autorytet nazywa cię Mistrzem... nic innego się nie liczy.


Niedawno postanowiłam kupić jakąś koszulkę... zastanawiałam się, cóż mogłabym na niej ująć? Pierwsze słowa, które przyszły do głowy: "Bajery to my, nie nam." - słowa pani od matematyki. Ciekawe uczucie mieć świadomość, kto je wypowiedział. Pani szeroko się uśmiechnęła, gdy na nią spojrzała. Jest super! 

Wiem, że zafundowałam dużo czytania moich bazgrołów, ale proszę was... spójrzcie na to, co znalazłam niedawno na ulubionym portalu. Coś cudownego. Tak podbudowujące słowa... niczym komentarz pani. 


Trzymajcie się! 

~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz