„I myślę wtedy o wszystkich czekających mnie sekundach,
minutach, godzinach, dniach, tygodniach, miesiącach i latach, które przeżyję
bez nich. I nie mogę wtedy oddychać, jakby ktoś stanął mi na sercu. Robię się
taka słaba. Taka słaba, że chciałabym tylko stracić przytomność.”
Serwus!
Tak się
właśnie czuję, gdy myślę o nadchodzącym końcu roku. Wiem, że nigdy koniec nie
jest definitywny. Nawet po śmierci. Wtedy zaczyna się nowy okres życia dla
bliskich, którzy zostali. Ale zawsze jest trudno odejść. Po prostu jest ci
ciężko z myślą, że to wszystko, co stworzyłeś, co osiągnąłeś, co przeżyłeś…
teraz pozostanie tylko w głowie. Będzie tylko wspomnieniem. I już nic nowego
się nie stanie. Nie z tymi ludźmi. Nie w tym konkretnym miejscu. To paraliżuje
całe ciało. Ta niemoc. Ta cholerna świadomość, że już nic z tym nie zrobisz.
Ponieważ taki jest bieg życia. Musisz te popieprzone rzeczy zaakceptować.
Uszanować. Przeżyć. Choćby bolało. Chociażby cię wewnętrznie rozrywało. Musisz
się uśmiechnąć do nowych osób. Dostosować się do nowego środowiska. Przejrzeć je
na wylot. Dogłębnie. Zaaklimatyzować się. Nigdy nie zapomnisz. Nie da się. Ale
pomimo tego… musisz przystopować z myśleniem o tym, co było. Bo padniesz.
Prędzej niż zdasz sobie z tego sprawę. Niepewnie i ze smutkiem w oczach
spoglądam na datę, która widnieje w prawym, dolnym rogu ekranu mego laptopa.
Zawsze, gdy dla was piszę. Widzę te cyfry i nie potrafię opanować
przygnębienia. Trzeba się ogarnąć. Potrząsnąć samym sobą i dać do zrozumienia
swemu rozumowi, że tak już jest i tyle.
W piątek przypadła Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa. Ołtarz, który stworzyli moi rówieśnicy z pomocą katechety - coś niewiarygodnie pięknego. Wyglądał skromnie i dzięki temu tak genialnie! Poważnie. U Niego nie liczy się ilość, a jakość. To jest właśnie Boża miłość. Perfekcyjna definicja dobra. Od razu mam w głowie wspaniałą przypowieść o zagubionej owcy.
"[...] Zapewniam was, że w niebie jest większa radość z jednego zagubionego grzesznika, który się opamięta i wróci do Boga, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu prawych, którzy nie zbłądzili!"
Po Mszy odbył się wspólny grill. Dla gimnazjalistów. Trochę osób z pierwszej i drugiej klasy, no i my - za chwilę absolwenci tej szkoły. Młodsi zmyli się po zjedzeniu kiełbasy. My zostaliśmy troszkę dłużej. My... mam na myśli większość mojej klasy, bodajże jedna osoba z równoległej oraz jedna z drugiej. Nie pamiętam już. Nie ważne. Ważne jest, co się stało. Stało się coś bardzo miłego. Rozmawialiśmy. Wspominaliśmy. Śmialiśmy się do utraty tchu. Dosłownie. Nawet teraz mam uśmiech na twarzy. Było tak cudownie. Właśnie dlatego tak żałuję, że nic się w tym fatalnym roku nie udało ze "stałą ekipą". Bo naprawdę lubię obecność dorosłych. Czuję się wtedy jakoś tak... lepiej. To dziwne. Wiem. Ale tak to odczuwam. Cóż. Dziękuję każdemu, kto został na wieczornym spotkaniu. Księdzu proboszczowi także, bo dał nam możliwość. A mogliśmy mu plebanię roznieść w pył! Ale jednak zaryzykował. Zrywał boki razem z nami. Świetny jest. O, polecam wam również szukać. Takich osóbek. Księży w szczególności. Którzy są... po prostu ludźmi. Jak to się mówi... "Do tańca i do różańca." Warto było. Polecam takie chwile. Z kimkolwiek, z kim lubicie przebywać. Aż chce się żyć!
Wiecie co? Pamiętajcie, że karma wraca. Ludzie są zabawni. Oczekują od innych szacunku, ale sami nie raczą się nim podzielić. Idiotyzm. Dlatego należy niezwłocznie odcinać się od toksycznych osób.
Spokojnej niedzieli. Za tydzień wyjeżdżam z klasą na wycieczkę. Także trzy dni bez pisania. A pewnie będzie się działo tak wiele rzeczy, że notatnik aż będzie kipiał od moich myśli!
Dobrze, że jest już taka pogoda. Za dwa tygodnie pojadę do kościoła rowerem. Nie ma bata. Msza na 7:30 to jest magia. A mi zależy, żeby się skupić.
~~Zbuntowany Anioł
Witam. Szkoła się skończy, a dokładniej skończycie szkołę, ale parafia zostaje... nadal możemy wspólnie ciekawe rzeczy robić, doświadczać i przeżywać... zapraszam xkp
OdpowiedzUsuńPS o plebanię się nie bałem, że rozniesiecie w pył... zawsze jest do Waszej dyspozycji