Miała być notka jutro, ale takiego tematu po prostu nie
mogłam ominąć.
W ludziach szerzy się nieumiejętność doceniania tego, co się
ma.
Dziś pewien człowiek uświadomił mi przez kilka minut jak wiele można w życiu
stracić, a i tak dziękować Bogu, czy komu tam chcemy za kolejny dzień.
Był to niewidomy mężczyzna, ale z jakim zapałem mówił o docenianiu życia.
Mówił, że przyjaźń to piękna sprawa, ale tylko wtedy gdy mamy kogoś, kto nie
chce TYLKO nazywać się przyjacielem, a faktycznie być nim NA DOBRE i NA ZŁE.
Miał ze sobą gitarę… niewidomy człowiek z cholerną radością w głosie grał i
śpiewał swoje świadectwo wiary oraz samego życia. Ogromny szacunek, naprawdę.
Mówił także o wstydliwości do okazywania uczuć, mówienia KOCHAM… kurczę,
dlaczego boimy się mówić tak piękne słowa? A jeśli już się nie boimy, to mówimy
je często ot tak, bo wypada, bo można… rzucamy tak piękne słowa na wiatr i
stają się one puste. Myślę, że nie ma co się więcej rozpisywać. Chciałam tylko
przekazać wam, moi drodzy, że ludzie z góry pokrzywdzeni przez los uśmiechną
się do ciebie i powiedzą: Jestem taki, a nie inny, ale kocham TO życie i chcę
wciąż w nim trwać. I powinniśmy odwzajemniać ten uśmiech, nie mówiąc:
Podziwiam, darze szacunkiem. Nie, nie, nie… powinniśmy powiedzieć: Hej! Ja mimo
zdrowia, kochającej rodziny i mnóstwa
innych dóbr również doceniam to życie i chcę iść dalej. A większość tak nie
robi, oj, nie robi. Dlatego powinniśmy w podobnych świadectwach, podobnych ludzi
szukać inspiracji i nadziei do dalszego bytowania... może wtedy w końcu
docenilibyśmy, jak wspaniałe jest to całe nasze życie.
Tyle z mojej strony. Miłego, ostatniego dnia wakacji!
~~Zbuntowany Anioł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz