środa, 19 października 2016

Spowiedź pod Kauflandem.

"Trzecią rzeczą, którą ksiądz widzi, kiedy słucha spowiedzi, jest jego własna dusza. Nie umiem wam opowiedzieć, jaki czuję się mały, kiedy ktoś przychodzi po miłosierdzie Jezusa, które otrzymuje za moim pośrednictwem. Grzechy tego człowieka nie zawstydzają mnie za bardzo. Uderza mnie fakt, że on umiał rozpoznać grzech w swoim życiu, na który ja byłem ślepy w moim własnym. Słuchanie, jak ktoś pokornie wyznaje swoje grzechy, kruszy moją własną pychę. To jeden z najlepszych rachunków sumienia."

"It's a beautiful thing to meet someone who makes you forget your troubles."

Cześć.

Nie jestem księdzem i nie potrafię udzielać rozgrzeszenia, ale tytuł wskazuje na pewną sytuację... W oczekiwaniu na autobus stałam przed Kauflandem z kolegą
i koleżanką. W pewnym momencie podchodzą: starsza kobieta ze swoim mężczyzną, a może raczej odwrotnie, bo pani była bardzo nieśmiała. Pan się z nami przywitał i powiedział, że był w wojsku - o ile dobrze zapamiętałam - ponad dwadzieścia lat. Służył w jednostce wojskowej w Międzyrzeczu! To dokładnie tam, skąd ostatnimi czasy przyjeżdżali do nas żołnierze. Był tym wspomnieniem naprawdę wzruszony. Powiedział, że jego żona zmarła sześć lat temu, a dwa miesiące temu ożenił się z kobietą, która była pod tym marketem wraz z nim. Radość biła od niego na kilometr i jeszcze dalej. Mówił, że naprawdę bardzo ją kocha. Zresztą, nie musiał nic o tym wspominać - wszystko było widać gołym okiem. Zapytał: "Jak myślicie, ile mam lat?" "Siedemdziesiąt." - mówię. Prawie trafiłam! Siedemdziesiąt dwa. Wiele przeszedł. To było wypisane w jego oczach, w jego spojrzeniu. Od którego zresztą nie mogłam oderwać wzroku. Pierwszy raz przez cały czas patrzyłam prosto w te dwie kuleczki, które co chwila były "spocone". A jeśli chodzi o nieznajomych - to rzadkość w moim przypadku.
Miał protezę nogi, w którą bardzo mocno uderzył swoją kulą. Ogromny dystans do niepełnosprawności! To się ceni. Ale... Ale powiedział: "Chciałem wykoleić pociąg, pociąg wykoleił mnie". Mówił także o dwóch próbach samobójczych - poprzez powieszenie. Słuchaliśmy go z ogromnym zaciekawieniem, a jednocześnie z powagą i szacunkiem. Musiałam się niestety zbierać, bo by autobus odjechał, ale chętnie posłuchałabym go jeszcze raz. To było niesamowicie budujące. Nie tyle smutne, co poruszające. Ile człowiek może mieć w sobie siły. Po TAKICH przygodach. Kłaniam się nisko. Mówiąc językiem młodzieżowym: Szacun!... Po prostu szacun. 

Polecam czasami się nie spieszyć. Poczekać godzinę dłużej, jeśli mamy możliwość. Poprzyglądać się ludziom, może zagadać (przykład wyżej), uśmiechnąć się. Warto. Cholera, naprawdę spróbujcie. Wiecznie tylko za czymś gonimy, a może chodzi o to, by nieraz się zatrzymać i zaczekać na to, co goni nas. Dziś goniła mnie dobra nowina tego mężczyzny. Pamiętajcie, że ból przeszłości, wasze wszystkie upadki i niepowodzenia... To może być nadzieja dla innych. Historia, którą opisałam jest dla mnie światłem w tunelu. W tym nawet najciemniejszym, najbardziej mrocznym miejscu na świecie. Moim świecie.
Tym tu i teraz. Gdy jako dzieciak zmagam się z wieloma problemami duchowej strony tego życia.

No patrzcie tylko... Jesteśmy takimi strasznymi egoistami. Przecież dwie próby targnięcia się na swoje życie to bardzo dużo! Cieszę się, że ten pan był wierzący. To znaczy, iż Bóg jeszcze ma coś dla niego na ziemi. Na przykład - możliwość podzielenia się swoimi doświadczeniami z młodym pokoleniem. Brawo.
I dziękuję. 

Myślę, że ludzie potrzebują niekiedy się wygadać. Ja również. Czasami mówienie do Boga nie wystarcza. Potrzebujesz przytaknięcia, odpowiedzi. Wiara to trudna sprawa, ale nieraz zostaje ci tylko On. Nie życzę tego nikomu. Samotności. Niemożności powiedzenia komuś, co się dręczy. Nigdy. 


~~Zbuntowany Anioł

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz